próbuje, dążę do tego aby moje włosy w końcu były nawilżone. Już nawet nie chodzi o to, ze są wysokoporami, bo zeszłam (chyba) do średniej porowatości, są miłe w dotyku, miękkie, puszyste... ale 1 dnia po umyciu wyglądają na suche! Myślałam, ze może (chwalona przez Was) maseczka z żelu lnianego coś pomoże. Ale zdziałała niewiele, może ja coś źle zrobiłam?
Przepis:
- łyżka nasion siemienia lnianego
- półtora szklanki wody
- pół łyżeczki kakao
to wszystko gotowałam (jakieś 15 minut) aż do wytworzenia się naprawdę gęstej mazi, którą przecedziłam od nasion przez sitko. gdy maź trochę przestygła dodałam:
- kilka kropel oleju makadamia
- 5 kropel gliceryny
- łyżka odżywki do włosów "kallos do włosów farbowanych z olejem lnianym"
.. i nałożyłam taką śliską paćkę na całą głowę, i skórę, i włosy. (ówcześnie lekko zwilżone wodą)
...i poszłam tak spać. Rano umyłam włosy szamponem babydream i nałożyłam dosłownie na 10 sekund odzywkę bananową "scandic line". Zrobiłam to tylko po to aby włosy lepiej się rozczesywały, chciałam zobaczyć jaki wpływ ma na moje włosy siemie lniane.
efekty:
włosy może trochę bardziej miękkie niż zwykle, mega dużo latających wokół głowy włosów, co akurat u mnie nie jest normalnym zjawiskiem. A na drugim zdjęciu widać mój jakże piękny 15 cm odrost, nie wiedziałam że jest aż tak widoczny!
reasumując: siemie lniane nie robi z moimi włosami nic, czego nie mogłabym uzyskać po zwykłej odzywce do włosów. wciąż szukam czegoś, co mogłoby je dociążyć, jednocześnie nie wywołując przyklapu.
A jutro farbuje włosy henną khadi "jasny brąz". mam pewne obawy co do tego, np. że włosy będą jeszcze bardziej suche i nie będę mogła ich niczym nawilżyć, albo że wyjdzie ruda. A tego bym nie chciała. (o plamach na włosach nie wspomnę).
trzymajcie za mnie i za moje włosy kciuki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz