poniedziałek, 29 grudnia 2014

nawilżanie włosów ULTRADŹWIĘKAMI - wizyta u fryzjera

Witajcie :)


Miesiąc temu, na swoje 18 urodziny dostałam od koleżanki voucher do salonu fryzjerskiego na zabieg regeneracyjny do włosów. Myślałam, że będzie chodziło o zwykłe nałożenie maseczki i wymodelowanie włosów i jakieś było moje zdziwienie jak po nałożeniu ampułki nawilżającej, jakiegoś olejku i specjalnej maski zostałam poinformowana, ze za chwilę cząsteczki odżywki rozbiją się na mikrocząsteczki dzięki specjalnemu urządzeniu imitującemu fale ultradźwiękowe. 


Po dokładnym umyciu włosów zostały mi wsmarowane dokładnie we włosy olejki, ampułki i maseczka, po czym po każdym paśmie fryzjerka przesunęła mi czymś, co przypominało prostownice, jednak nią nie było, lecz za to emitowało fale.
Po tym, założono mi foliowy czepek i przystawiono mi nad głowę, na całe 5 minut maszynę zwaną INFRAZOREM majacym na celu pomóc we wniknięciu substancji odżywczych do włosa.


Nie wiem jak wy, ale ja pierwszy raz słyszałam o czymś takim, może dlatego, że raczej unikam fryzjerów. I.. przypomniałam sobie, dlaczego. "Pranie" włosów, szorowanie z całej siły skóry głowy podczas mycia, gorąca woda, później rozczesywanie na mokro rzadkim grzebieniem i ROZRYWANIE kołtunów, na koniec suszenie gorącym nawiewem na okrągłej szczotce. Najśmieszniejsze było to, że sam zabieg trwał niecałą godzinę, a z salonu wyszłam po ponad trzech. Czemu? Bo po jakże meczącym suszeniu moich włosów, które jak na złość nie chciały schnąć, chociaż suszyły mi je dwie fryzjerki, jedna z jednej strony druga z drugiej.. okazało się, że NIE SPŁUKAŁY MI DOKŁADNIE AMPUŁKI I OLEJKU. I mycie wraz z suszeniem na okrągłej szczotce musiały wykonać jeszcze raz.

Miałam już łzy w oczach, myślałam że moje włosy tego nie przeżyły. Jakże się myliłam! Owszem, są trochę połamane, ale z zabiegu jestem zadowolona.

Efekty: (po prawej z lampą, po lewej bez)



No i w końcu udało mi się mniej więcej uchwycić to, co mnie zarówno cieszy, ale też mocno denerwuje. Po pierwsze- odrosty po hennie khadi, której nie wiem, czy jeszcze użyje (a za tydzień studniówka) oraz babyhairs, które nawet nie wiem, czy rosną. Po prostu są sobie od zawsze przy linii czoła i ani nie chcą się ułożyć, ani "przylizać". Nawet lakier nie daje rady.


Macie jakieś sposoby tym razem,  na ukrycie babyhairs?
Co myślicie o stosowaniu ultradźwięków na włosy?

sobota, 27 grudnia 2014

Jedna z najmłodszych włosomaniaczek - Zuzia

Zuzia jest moją siostrą, ma 8 lat i jest powodem moich zazdrości! I to nie bez powodu, bo natura obdarzyła ją długimi, blond włosami, które są bardzo podatne na ułożenia i po zakręceniu ich po myciu na palec można wyczarować luźne loki.


Nałożyłam na jej włosy olej kokosowy w ilości takiej, jak widać na zdjęciach, czyli tylko trochę, ponieważ nie wiedziałam jak jej włosy na niego zareagują a nie chciałam jej dodatkowo męczyć zmywaniem go w razie problemów. Po zemulgowaniu go pierwszą "gorszą" odżywką, umyłyśmy włosy babydreamem i nałożyłyśmy na 15 minut maskę Kallos Algae z 5 kroplami hydrolizowanej keratyny i 4 kroplami oleju z kiełków pszenicy. Problemów ze zmyciem olejów nie było, aczkolwiek włosy bardzo długo schły i musiałyśmy użyć suszarki.

Efekt na włosach jeszcze trochę wilgotnych:

Ps. obiecuję, że będę jej pilnować i nie pozwolę jej na bunt gimnazjalny związany z pofarbowaniem/ścięciem/cieniowaniem/prostowaniem włosów!

wtorek, 16 grudnia 2014

O co chodzi moim włosom?


Oba zdjęcia zrobione są w tym samym świetle, z tym, że pierwsze - od razu po wyschnięciu i rozczesaniu, a drugie - 24 godziny później.

Jak to jest, że pierwszego dnia moje włosy wyglądają... tak,jak wyglądają (lwia grzywa??) a drugiego wyglądają... inaczej. Zupełnie.
Wiem jedynie, że to nie jest wina silikonów, bo był czas kiedy ich nie stosowałam i było to samo, i wiem również ze moje włosy nie są zniszczone - bo nie wyglądałyby jak niskoporowate na drugi dzień. Możliwe, ze są nieco przesuszone. A może takie już są? Sama nie wiem...

Zdjęcie bez lampy, na drugi dzień. Nie sugerujcie się kolorami, musiałam je rozjaśnić bo było zbyt ciemne.



Może znajdzie się ktoś, kto odkryje, o co chodzi moim włosom :)

sobota, 29 listopada 2014

Aktualizacja włosów: Listopad

Mija kolejny miesiąc, a ja znowu nie wzięłam się porządnie za włosy. Znów przeproteinowanie, puch, elektryzowanie się. I brak środka, który by temu zaradził. Silikonowe sera nie pomagają. No, w sumie to jest taki jeden środek. Nie czesanie włosów po myciu, rozdzielanie pasm i nakręcanie je na palec. Wtedy jest ok. Ale kto miałby na to czas?
Przyrostu żadnego nie zauważyłam, ale byłoby to i tak oszukane, bo mierzyć nie umiem. No, trudno. Mam jakieś 57,5 cm włosów w najdłuższym miejscu. Przyjmijmy, że się nie pomyliłam i będę mogła porównać ten wynik za miesiąc. :)


2 grudnia sprezentuje moim włosom kolejny raz hennę Khadi. Skorzystam z tego, że tego dnia przesyłka w wielu internetowych sklepach jest darmowa i zaszaleję, a co! :D

niedziela, 16 listopada 2014

Prostownica oczami włosomaniaczki +rozdanie u whitechocolateflower

Nie znam włosomaniaczki, która nie powtarzałaby słów "kiedy nie dbałam o włosy i używałam prostownicy...". Ale czy to rzeczywiście koniec świata, świadome niszczenie włosów? 


źródło

To nie działa tak, że użyta raz prostownica (jeśli używa się jej tak, jak powinno się jej używać) wyrządzi nam tyle szkód, że całe lata dbania o włosy pójdą i nie wrócą. Osobiście używam prostownicy około raz na dwa miesiące, po zabezpieczeniu włosów silikonami w postaci odżywki do spłukania, a później jedwabiu do włosów i nie zauważyłam żeby miało to negatywny wpływ na moje włosy. Chociaż zawsze muszę pamiętać o nienagrzewaniu jej całkowicie, tylko do pewnej temperatury, bezpiecznej dla włosów. (takiej która lekko parzy palce, ale jeszcze da się dotknąć płytek prostownicy bez nabawienia się oparzeń)


Jak należy obchodzić się z prostownicą, aby ograniczyć zniszczenia?

- zwrócić uwagę z czego wykonane są jej płytki, ceramiczne są ponoć bezpieczniejsze dla włosów
- zwrócić uwagę na regulacje temperatury, bądź sprawdzać jej stopień nagrzania "na sobie"
- nie trzymać pasma włosów zbyt długo między płytkami, 
- zabezpieczać włosy silikonami
- utrzymywać higienę płytek prostownicy, 
- nie dopuszczać do ciągnięcia i wyrywania włosów przez prostownice
- prostować tylko i wyłącznie suche włosy
- nie używać prostownicy zbyt często

Jaki wy macie do tego stosunek? Uważacie ze prostownica używana raz na jakiś czas może w znacznym stopniu zniszczyć włosy?



~~~~~~~~~~~~~~~

Zapraszam was na to rozdanie, są świetne nagrody do wygrania :)

wtorek, 11 listopada 2014

Niedziela dla włosów - we wtorek!

W tym tygodniu niedziela dla włosów wypadła mi we wtorek, ponieważ w weekend nie miałam czasu zadbać o włosy :( ale za to zrewanżowałam się im oraz skórze głowy i zrobiłam im super-odżywczy dzień :)



OLEJOWANIE

Najpierw nałożyłam na skórę głowy olejek bhringraj. Ominęłam długość, ponieważ olej ten zawiera zioła, a nie chciałam dodatkowego przesuszenia :) Na długość poszła łyżka oleju kokosowego i 5 kropel oleju z kiełków pszenicy. trzymałam całość ok. 3 godziny,

MYCIE

zmoczyłam włosy spłukując oleje, na długość nałożyłam balsam z aloesem Mr Potters, aby ochronił końce przed szamponem babydream , którego użyłam 2 razy,

ODŻYWIANIE

w skórę głowy wmasowałam maskę drożdżową Agafii, a na długość zrobiłam tuning maski bananowej Scandic Line. Dodałam 4 krople gliceryny, 4 krople hydrolizowanej keratyny i 5 kropel oleju z kiełków pszenicy, na dwie łyżki maski. Po dwóch godzinach zmyłam całość letnią wodą.

Efekty:



Niestety widać efekt gliceryny bądź maski Scandic line - puch :( Natomiast jest to tak miękki puch, że chyba jestem w tanie to wybaczyć. Liczę na to, ze jutro będą wyglądać lepiej. :)

niedziela, 9 listopada 2014

Olej kokosowy na włosy o średniej porowatości

Od dłuższego czasu polowałam na tej olej, jednak zawsze rezygnowałam z zakupu ze względu na to, że olej ten pasuje naprawdę małej grupie osób o włosach suchych, zniszczonych,. Polecany jest natomiast posiadaczkom włosów niskoporowatych, prostych. Ja takich absolutnie nie mam :) Bałam się skończyć z "szopą" na głowie, taką jaka bywa w przypadku przeproteinowania, bo wiem że zabawa z olejem kokosowym na włosach które go nie lubią - może się tak skończyć.


Olej kokosowy to jeden z nielicznych olei, które są w postaci stałej, a ich temperatura topnienia wynosi ok. 25'C. Nie wylejemy go więc z butelki, dopóki go nie podgrzejemy, np. wkładając go na kilka minut do ciepłej wody. Jego zapach jest ładny, lekko wyczuwalny. Kolor natomiast jest biały, a po rozpuszczeniu - lekko żółty.

zawiera on kwasy tłuszczowe nasycone (ok. 80%) 
50-60% kwasu laurynowego C12
15-20% kwasu mirystynowego C14
7-12% kwasu palmitynowego C16
5-11% kwasu kaprylowego C8
4-9% kwasu kaprynowego C10
1,5-5% kwasu stearynowego C18
1-1,5% kwasu kapronowego C6
oraz kwasy tłuszczowe nienasycone
4-10% kwasu oleinowego C18
ok. 2% kwasu linolowego C18
do 0,2% kwasu linolenowego C18

Moje włosy po dwugodzinnym olejowaniu, nierozczesane, wyschły naturalnie (stąd kołtuny gdzieniegdzie):


Jestem bardzo zadowolona z efektu jaki tej olej pozwala mi uzyskać. Nakładam go przed myciem, na suche włosy na około 2 godziny. Włosy są miękkie, "mięsiste" w dotyku (ale nie przetłuszczone), odbite od nasady, lepiej się układają niż po myciu samym szamponem i odżywką no i bardziej się falują niż zwykle :)
Używam go również do zmywania makijażu, ponieważ większość płynów do tego przeznaczonych uczula mnie, bądź podrażnia, a te które mnie nie podrażniają- są zbyt lekkie żeby cokolwiek zmyć. Olej kokosowy jest do tego idealny. Czasami dodaje go do białej glinki, którą nakładam na twarz. Nie stosowałam go w diecie, ale podobno potrafi działać cuda, ponieważ wspomaga przemianę materii. 
Kokos jest również afrodyzjakiem :)

czwartek, 30 października 2014

Aktualizacja włosów - październik

To zdecydowanie nie był dobry miesiąc. Miałam zbyt mało czasu, aby zająć się włosami, co przełożyło się na ich stan. Używałam wyłącznie szybkich, silikonowych odżywek, raz na jakiś czas używałam maski i oleju na pół godziny.  I zamiast, tak jak wcześniej, mycia co 3 dni, teraz robię to codziennie :/
Jedyne co zauważyłam pozytywnego to to, że nie mam ani jednej rozdwojonej końcówki :)


 Nie są rude, po prostu tak zaświeciło słońce. Włosy na drugi dzień:


Zwróciłam uwagę na to, że moja włosy najlepiej wyglądają po porządnej dawce silikonów w odżywce do spłukiwania. Nie puszą się wtedy, są miękkie i się nie plączą tak jak po kosmetykach, które ich nie zawierają. Jedną wadą jest częstsze mycie włosów, co może być problematyczne na dłuższą skalę. Ale czego się nie robi, aby włosy WYGLĄDAŁY :) 

Bo przecież nie chodzi wyłącznie o to, by mieć nietknięte silikonami.. nie wiadomo co, gdy naturalne kosmetyki nam nie służą. Nic na siłę :)

niedziela, 26 października 2014

Makeup revolution, podkład czy zabarwiona woda? - efekty

Od pewnego czasu szukam zamiennika dla mojego ulubionego podkładu z Orfilame (Giordani Gold), jednak większość tego co znalazło się w moim sklepowym koszyku - ciemniało na twarzy i to znacznie i zmuszona byłam oddać się koleżankom o ciemniejszej karnacji, dla których były idealne. Moje poszukiwania zwężały się więc do wypróbowywania podkładów o bardzo jasnych tonacjach. 

Pierwszą perełką jaka trafiła w moje ręce był podkład Makeup Revolution, odcień Shade 2. Nie wybrałam Shade 1 ze względu na jego kompletnie biały odcień :)
Czytałam o tym podkładzie i miałam coraz bardziej mieszane odczucia. Dziewczyny pisały, że podkład ten wcale nie kryje, twarz się po nim świeci, pozostawia smugi, tworzy maskę i jest kompletnie wodnisty. Z tą wodnistością się zgodzę:
 Jednak co do reszty obelg na temat tego podkładu, to niekoniecznie się z nimi zgadzam. Owszem, twarz lekko się po nim świeci, jednak ładnie wtapia się w cerę i absolutnie nie tworzy efektu maski.
Za ten efekt być może odpowiedzialny jest zły wybór tonacji, którą trudno rozgryźć, ponieważ wydaje mi się że kolory są pomieszane i słabo odpowiadają numerkom. Raz jest odcień ciepły, raz zimny.

TOFAlllabel

Poza tym, podoba mi się buteleczka. Nie jest szklana jak w większości podkładach, lecz plastikowa/gumowa. Jest mięciutka, nic jej się nie stanie przy upadku. Dozownik również jest fajny, jest to taka pipetka dzięki czemu łatwo jest wymierzyć sobie np. 2 czy 3 kropelki aby móc wymieszać dwa podkłady. Myślę, że zwykły dozownik z pompką przy rzadkiej konsystencji w ogóle by się tu nie sprawdził.
Podkład nie zapycha, jest leciutki, słabo kryje niedoskonałości, jednak fajnie radzi sobie z przebarwieniami

Efekty:
Co o tym myślicie?

niedziela, 12 października 2014

Niedziela dla włosów #3

Dzisiejsza niedziela dla włosów, czyli - testujemy próbkę szamponu :D



 Na skórę głowy jak zwykle w niedziele, nałożyłam olejek Bhringraj, na końcówki natomiast olejek z kiełków pszenicy. Na całość nałożyłam maskę do włosów Kallos Algae (której niema na zdjęciu - mój błąd) i lekko zwilżyłam wodą.
W międzyczasie znalazłam w szafce próbkę balsamu myjącego Sylveco, którą dostałam kiedyś razem z przesyłką z zielarni24.
na zdjęciu nie widać wyraźnie, ale producent zapewnia nawilżenie, naturę, zioła itd... skład jest po tym względem ok, zapach bardzo mi się spodobał, jedynie konsystencja jak dla mnie jest zbyt wodnista. zobaczmy jak sobie radzi ze zmywaniem olei :)


po umyciu nim włosów (użyłam niedużej ilości, próbka starczyła mi na dwa razy) przypomniałam sobie o drożdżowej masce do której dodałam jeszcze 5 kropel hydrolizowanej keratyny. Zmyłam ją po godzinie wodą, wysuszyłam suszarką, a to efekt ( na drugi dzień):


Włosy były przenawilżone, wytrzymały mi tylko jeden dzień w dobrym stanie, dzisiaj też były w miarę ok, ale jutro już by nie nadawały się do wyjścia dlatego byłam zmuszona umyć je jeszcze raz, tym razem "normalnie' czyli resztka próbki tego szamponu + silikonowa odżywka. :)

A balsam myjący Sylveco w wersji pełnowymiarowej ( 26 zł / 300ml) trafia do mojego koszyka przy następnej okazji :)

środa, 8 października 2014

Henna Khadi jasny brąz + zdjęcia

   To było moje drugie z kolei farbowanie włosów tą henną. Zastanawiałam się nad czystą henną, jednak ponieważ obawiałam się, że czerwień niekoniecznie będzie do mnie pasować, a w portfelu jak na razie brak gotówki na zakup indygo "na w razie co".. wybrałam to co ostatnim razem, czyli - jasny brąz.

 Szczerze, to jak ostatnim razem zapach mi nie przeszkadzał, (pewnie dzięki przeziębieniu) tak tym razem przy suszeniu włosów musiałam wytrzymać na wdechu :)

  W opakowaniu możemy znaleźć: torebkę z bardzo drobno zmielonym zielem, instrukcję, rękawiczki (zupełnie nieprzydatne, od razu się rwą), czepek (wiele osób narzeka na niego mówiąc że jest zbyt mały, jednak na moją głowę pasuje jak ulał :)) i.. to chyba wszystko. W instrukcji możemy wyczytać, aby nasza henna nie miała styczności z metalem. Podobno metal utrudnia wiązanie się barwnika z lawsonem (barwnikiem henny). Z tego też tytułu użyłam szklanej miski i plastikowego widelca, chociaż lepiej byłoby to zrobić drewnianą łyżką. Nie pomyślałam :)


Gdy zagotowana woda ostygła do 50 stopni zalałam nią proszek i mieszałam. mieszałam i mieszałam, aż powstała zielona masa, do której dodałam duużo maski do włosów Alterra z granatem. Chciałam ograniczyć możliwe przesuszenie włosów od ziół zawartych w hennie, jednak należy pamiętać aby nie dodawać odżywek ani masek z silikonami ani olejem, ponieważ może to utrudnić wnikanie barwnika.



W tym momencie umyłam włosy szamponem barwa i po osuszeniu ręcznikiem nałożyłam hennę na całe włosy. Nie jest to łatwe zadanie ponieważ henna jest tępa w dotyku, a nie śliska tak jak zwykła farba. Każde posmarowane dokładnie pasmo zwijałam w ślimaczka i tak po kolei, aż zabrakło mi włosów :D



Po około 3,5h zmyłam hennę ciepłą wodą. Chociaż słowo "zmyłam" raczej tu nie pasuje, bo pod wodą spędziłam równe pół godziny i nadal leciała "pomarańczowa" woda, która pofarbowała mi białą koszulkę. Natomiast podczas suszenia suszarką (chciałam jak najszybciej zobaczyć efekty) ledwo wytrzymałam, chociaż nie był to jakiś okropny zapach. Kojarzy mi się raczej z sianem. Długo namaczanym w wodzie..

Ale.. warto :)


Efekty: 

bez lampy:



poniedziałek, 6 października 2014

Niedziela dla włosów #2


Wczorajsza niedziela dla moich włosów była dosyć skromna, dlatego że chciałam zobaczyć działanie nowej maski do włosów Kallos z Algami, którą dostałam w prezencie. Ale od początku :)

Na skórę głowy nałożyłam jak zwykle indyjski olejek, tym razem Heenare, na końcówki natomiast olej z  kiełków pszenicy. Rzadko kiedy nakładam indyjskie olejki na długość włosów, ponieważ zawierają zioła a moim suchym z natury włosom dodatkowe przesuszenie niekoniecznie służy :)

Po około 4 godzinach całość zmyłam szamponem alterra i w całe włosy i skórę głowy wmasowałam wspomnianą wyżej maskę :)

 Skład:

Konsystencję ma gęstą, taką jaką lubię. Zapach ma typowo "Kallosowski", ładny aczkolwiek trochę chemiczny. Z resztą nic dziwnego, skoro większość ekstraktów jest za perfumami...
Ale czego spodziewać się po takiej cenie? (litr za 11 zł w Hebe)
A no właśnie. Mimo średniego składu, dziwnego zapachu, włosy są po niej ok. Nawilżone, czyli producent spełnił swoje obietnice, a no i.. zrobiły mi się lekkie fale (które po rozczesaniu się rozprostowały, bywa)

Na drugi dzień: (jak zwykle włosy wyglądają o niebo lepiej)



Miałyście tę maskę? Sprawdzają się u was maski kallos?