czwartek, 30 października 2014

Aktualizacja włosów - październik

To zdecydowanie nie był dobry miesiąc. Miałam zbyt mało czasu, aby zająć się włosami, co przełożyło się na ich stan. Używałam wyłącznie szybkich, silikonowych odżywek, raz na jakiś czas używałam maski i oleju na pół godziny.  I zamiast, tak jak wcześniej, mycia co 3 dni, teraz robię to codziennie :/
Jedyne co zauważyłam pozytywnego to to, że nie mam ani jednej rozdwojonej końcówki :)


 Nie są rude, po prostu tak zaświeciło słońce. Włosy na drugi dzień:


Zwróciłam uwagę na to, że moja włosy najlepiej wyglądają po porządnej dawce silikonów w odżywce do spłukiwania. Nie puszą się wtedy, są miękkie i się nie plączą tak jak po kosmetykach, które ich nie zawierają. Jedną wadą jest częstsze mycie włosów, co może być problematyczne na dłuższą skalę. Ale czego się nie robi, aby włosy WYGLĄDAŁY :) 

Bo przecież nie chodzi wyłącznie o to, by mieć nietknięte silikonami.. nie wiadomo co, gdy naturalne kosmetyki nam nie służą. Nic na siłę :)

niedziela, 26 października 2014

Makeup revolution, podkład czy zabarwiona woda? - efekty

Od pewnego czasu szukam zamiennika dla mojego ulubionego podkładu z Orfilame (Giordani Gold), jednak większość tego co znalazło się w moim sklepowym koszyku - ciemniało na twarzy i to znacznie i zmuszona byłam oddać się koleżankom o ciemniejszej karnacji, dla których były idealne. Moje poszukiwania zwężały się więc do wypróbowywania podkładów o bardzo jasnych tonacjach. 

Pierwszą perełką jaka trafiła w moje ręce był podkład Makeup Revolution, odcień Shade 2. Nie wybrałam Shade 1 ze względu na jego kompletnie biały odcień :)
Czytałam o tym podkładzie i miałam coraz bardziej mieszane odczucia. Dziewczyny pisały, że podkład ten wcale nie kryje, twarz się po nim świeci, pozostawia smugi, tworzy maskę i jest kompletnie wodnisty. Z tą wodnistością się zgodzę:
 Jednak co do reszty obelg na temat tego podkładu, to niekoniecznie się z nimi zgadzam. Owszem, twarz lekko się po nim świeci, jednak ładnie wtapia się w cerę i absolutnie nie tworzy efektu maski.
Za ten efekt być może odpowiedzialny jest zły wybór tonacji, którą trudno rozgryźć, ponieważ wydaje mi się że kolory są pomieszane i słabo odpowiadają numerkom. Raz jest odcień ciepły, raz zimny.

TOFAlllabel

Poza tym, podoba mi się buteleczka. Nie jest szklana jak w większości podkładach, lecz plastikowa/gumowa. Jest mięciutka, nic jej się nie stanie przy upadku. Dozownik również jest fajny, jest to taka pipetka dzięki czemu łatwo jest wymierzyć sobie np. 2 czy 3 kropelki aby móc wymieszać dwa podkłady. Myślę, że zwykły dozownik z pompką przy rzadkiej konsystencji w ogóle by się tu nie sprawdził.
Podkład nie zapycha, jest leciutki, słabo kryje niedoskonałości, jednak fajnie radzi sobie z przebarwieniami

Efekty:
Co o tym myślicie?

niedziela, 12 października 2014

Niedziela dla włosów #3

Dzisiejsza niedziela dla włosów, czyli - testujemy próbkę szamponu :D



 Na skórę głowy jak zwykle w niedziele, nałożyłam olejek Bhringraj, na końcówki natomiast olejek z kiełków pszenicy. Na całość nałożyłam maskę do włosów Kallos Algae (której niema na zdjęciu - mój błąd) i lekko zwilżyłam wodą.
W międzyczasie znalazłam w szafce próbkę balsamu myjącego Sylveco, którą dostałam kiedyś razem z przesyłką z zielarni24.
na zdjęciu nie widać wyraźnie, ale producent zapewnia nawilżenie, naturę, zioła itd... skład jest po tym względem ok, zapach bardzo mi się spodobał, jedynie konsystencja jak dla mnie jest zbyt wodnista. zobaczmy jak sobie radzi ze zmywaniem olei :)


po umyciu nim włosów (użyłam niedużej ilości, próbka starczyła mi na dwa razy) przypomniałam sobie o drożdżowej masce do której dodałam jeszcze 5 kropel hydrolizowanej keratyny. Zmyłam ją po godzinie wodą, wysuszyłam suszarką, a to efekt ( na drugi dzień):


Włosy były przenawilżone, wytrzymały mi tylko jeden dzień w dobrym stanie, dzisiaj też były w miarę ok, ale jutro już by nie nadawały się do wyjścia dlatego byłam zmuszona umyć je jeszcze raz, tym razem "normalnie' czyli resztka próbki tego szamponu + silikonowa odżywka. :)

A balsam myjący Sylveco w wersji pełnowymiarowej ( 26 zł / 300ml) trafia do mojego koszyka przy następnej okazji :)

środa, 8 października 2014

Henna Khadi jasny brąz + zdjęcia

   To było moje drugie z kolei farbowanie włosów tą henną. Zastanawiałam się nad czystą henną, jednak ponieważ obawiałam się, że czerwień niekoniecznie będzie do mnie pasować, a w portfelu jak na razie brak gotówki na zakup indygo "na w razie co".. wybrałam to co ostatnim razem, czyli - jasny brąz.

 Szczerze, to jak ostatnim razem zapach mi nie przeszkadzał, (pewnie dzięki przeziębieniu) tak tym razem przy suszeniu włosów musiałam wytrzymać na wdechu :)

  W opakowaniu możemy znaleźć: torebkę z bardzo drobno zmielonym zielem, instrukcję, rękawiczki (zupełnie nieprzydatne, od razu się rwą), czepek (wiele osób narzeka na niego mówiąc że jest zbyt mały, jednak na moją głowę pasuje jak ulał :)) i.. to chyba wszystko. W instrukcji możemy wyczytać, aby nasza henna nie miała styczności z metalem. Podobno metal utrudnia wiązanie się barwnika z lawsonem (barwnikiem henny). Z tego też tytułu użyłam szklanej miski i plastikowego widelca, chociaż lepiej byłoby to zrobić drewnianą łyżką. Nie pomyślałam :)


Gdy zagotowana woda ostygła do 50 stopni zalałam nią proszek i mieszałam. mieszałam i mieszałam, aż powstała zielona masa, do której dodałam duużo maski do włosów Alterra z granatem. Chciałam ograniczyć możliwe przesuszenie włosów od ziół zawartych w hennie, jednak należy pamiętać aby nie dodawać odżywek ani masek z silikonami ani olejem, ponieważ może to utrudnić wnikanie barwnika.



W tym momencie umyłam włosy szamponem barwa i po osuszeniu ręcznikiem nałożyłam hennę na całe włosy. Nie jest to łatwe zadanie ponieważ henna jest tępa w dotyku, a nie śliska tak jak zwykła farba. Każde posmarowane dokładnie pasmo zwijałam w ślimaczka i tak po kolei, aż zabrakło mi włosów :D



Po około 3,5h zmyłam hennę ciepłą wodą. Chociaż słowo "zmyłam" raczej tu nie pasuje, bo pod wodą spędziłam równe pół godziny i nadal leciała "pomarańczowa" woda, która pofarbowała mi białą koszulkę. Natomiast podczas suszenia suszarką (chciałam jak najszybciej zobaczyć efekty) ledwo wytrzymałam, chociaż nie był to jakiś okropny zapach. Kojarzy mi się raczej z sianem. Długo namaczanym w wodzie..

Ale.. warto :)


Efekty: 

bez lampy:



poniedziałek, 6 października 2014

Niedziela dla włosów #2


Wczorajsza niedziela dla moich włosów była dosyć skromna, dlatego że chciałam zobaczyć działanie nowej maski do włosów Kallos z Algami, którą dostałam w prezencie. Ale od początku :)

Na skórę głowy nałożyłam jak zwykle indyjski olejek, tym razem Heenare, na końcówki natomiast olej z  kiełków pszenicy. Rzadko kiedy nakładam indyjskie olejki na długość włosów, ponieważ zawierają zioła a moim suchym z natury włosom dodatkowe przesuszenie niekoniecznie służy :)

Po około 4 godzinach całość zmyłam szamponem alterra i w całe włosy i skórę głowy wmasowałam wspomnianą wyżej maskę :)

 Skład:

Konsystencję ma gęstą, taką jaką lubię. Zapach ma typowo "Kallosowski", ładny aczkolwiek trochę chemiczny. Z resztą nic dziwnego, skoro większość ekstraktów jest za perfumami...
Ale czego spodziewać się po takiej cenie? (litr za 11 zł w Hebe)
A no właśnie. Mimo średniego składu, dziwnego zapachu, włosy są po niej ok. Nawilżone, czyli producent spełnił swoje obietnice, a no i.. zrobiły mi się lekkie fale (które po rozczesaniu się rozprostowały, bywa)

Na drugi dzień: (jak zwykle włosy wyglądają o niebo lepiej)



Miałyście tę maskę? Sprawdzają się u was maski kallos?

niedziela, 5 października 2014

Paese 324, czyli grafitowy zawrót głowy!

to moja pierwsza recenzja lakieru, także za wszelkie błędy przepraszam i obiecuje poprawę :D

Lakiery Paese gościły na mych paznokciach od roku 2010, kiedy to ciocia pożyczyła mi piękną, ciemną czerwień tej firmy.  Rozkochały mnie w sobie do tego stopnia,. że teraz mam ich sztuk około 40 :) Jednak nie są bez wad.

- można kupić lepsze lakiery w niższej cenie
- jasne kolory są do kitu, w ogóle nie pokrywają płytki paznokcia, nie chcą wyschnąć, zostają smugi.
- ciemne kolory pozostawiają odbarwienia na paznokciach (nie wszystkie)

... jednak nadal pozostają w trójce najlepszych lakierów jakie używałam :)

+bardzo szybko schną
+ bardzo długo trzymają się na paznokciach (ok. 5 dni)
+mają piękną gamę kolorystyczną
+śliczne szklane opakowanie
+ ciemne kolory wychodzą naprawdę piękne
+pędzelek jest idealny!

Przejdźmy do rzeczy. W piątek stałam się posiadaczką piaskowego lakieru Paese nr 324. We flakoniku wygląda na kolor czarny z brokatowymi elementami.
Natomiast po pomalowaniu jest to fajny, grafitowy odcień. Paznokcie są całe w brokacie, wygląda to co najmniej interesująco :) Jest to lakier piaskowy, więc jego powierzchnia jest chropowata. Nie utrudnia jednak ona życia i nie zaczepia o ubrania ani włosy, jak np. potrafił to robić lakier nr 323.


Na zdjęciach są dwie cienkie warstwy. Najpierw jednak pomalowałam warstwę ochronną odżywki, również z tej firmy. Nie zauważyłam jednak jej działania, ani pozytywnego, ani negatywnego.
 Paznokcie jak się łamały,. tak się łamią :( myślę że to wina metalowego pilniczka. A Wy jak sądzicie? Używałyście lakierów tej firmy?